wtorek, 16 lutego 2016

Dobry hiszpański thriller!

źródło


O autorze*:

Mikel Santiago nazywany jest hiszpańskim Stephenem Kingiem. Zaczynał od krótkich opowiadań na swoim blogu relatodromo.blogspot.com. Pierwszą książkę wydał w formie e-booka, która wkrótce stała się bestsellerem w USA. Jest podróżnikiem i programistą. Gra na gitarze w kilku zespołach bluesowo-rockowych.










Po sięgnięcie po ten utwór zachęciła mnie rekomendacja, która brzmi tak:
„Zacząłem czytać tę książkę w pociągu. Po raz pierwszy w swoim życiu przejechałem stację.”

Dobry hiszpański thriller! Wprawdzie akcja rozwija się powoli i na początku lekko przynudzała, ale później było coraz lepiej. Utwór został napisany lekkim językiem, pomysł jest prosty, ale został bardzo dobrze wykonany, bohaterowie nie są papierowi, mają swój charakter i tajemnice, których nie chcą wyjawić. Nie czytałem książek Kinga, ale jeśli są one tak dobre jak ta, to szybko muszę się za nie zabrać. Zakończenie jest bez fajerwerków.

Kompozytor Peter Harper wynajmuje dom na odludnej plaży w Irlandii, gdzie ma nadzieję pogodzić się z rozwodem i odzyskać wenę twórczą. Podczas nocnej nawałnicy zostaje porażony piorunem, na szczęście nie odnosi poważniejszych obrażeń. Wkrótce zaczynają go jednak nawiedzać makabryczne wizje, w których giną ludzie z jego najbliższego otoczenia – dzieci, sąsiedzi oraz Judie, kobieta, z którą łączy go coraz większa zażyłość.

Z każdym dniem wizje stają się bardziej realistyczne i przerażające. Peter ma coraz większe problemy z odróżnieniem jawy od snu. Niebawem odkrywa, że zarówno sąsiedzi, jak i Judie skrywają mroczne tajemnice. Czy będzie w stanie ochronić siebie i bliskich przez zbliżającym się niebezpieczeństwem?**

Głównym bohaterem jest Peter Harper. Ma on duże poczucie humoru, jest emocjonalny, nie należy do tych prawdziwych, napakowanych facetów, którzy całe dnie spędzają w siłowni, którzy oglądają boks oraz brutalne filmy. Jest on ekscytującym się wszystkim mięczakiem.

Dość poważnym minusem jest mała oryginalność tego utworu. Akcja dziejąca się w małej, odseparowanej od ludzkości wiosce? Była. Wizje? Były.

"Ostatnia noc w Tremore Beach" została napisana w narracji pierwszoosobowej. Z jednej strony jest to wada, gdyż główny bohater często denerwował mnie swoimi wtrąceniami, zbędnym ekscytowaniem się, ale z drugiej pomogło mi lepiej go poznać, a cała historia stała się ciekawsza, gdyż opowiada nam ją osoba, która tego doświadczyła.

Zaciekawił mnie lekko fantastyczny motyw daru, który rzekomo ma Peter. W jego rodzinie wszyscy mieli słynną kobiecą intuicję, czyli przeczucie, dzięki któremu nie zrobili danej rzeczy, bo głos w głowie powiedział: Nie idź tam. Oczywiście zawsze wychodziło im to na dobre. Takie głosy ma też P. Harper. Czy ich posłucha?

Podsumowując: polecam. Książka jest dobrym thrillerem. Nie za bardzo powieść mnie zachwyciła, ale nie żałuję, że po nią sięgnąłem.

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego dziękuję wydawnictwie Czarna Owca.

Tytuł: Ostatnia noc w Tremore Beach
Tytuł oryginału: La última noche en Tremore Beach
Autor: Mikel Santiago
Wydawnictwo: Czarna Owca
Korekta: Maciej Korbasiński
Projekt okładki: Paweł Skupień
Wydanie: I
Oprawa: miękka
Liczba stron: 387
Data wydania: 13.01.2016
ISBN: 978-83-8015-036-2
___________________________________________________________________________________

* źródło – okładka,
** źródło – okładka.

1 komentarz:

Jeśli przeczytałeś, oceń.