Wziął ją, zabrał,
splątał liną,
jakimś smarem upaprał,
z podnieconą miną.
Nałożył worek na głowę,
przyłożył nóż do szyi,
odebrało jej mowę,
sami tam byli.
Zaczął szeptać do ucha,
chodzić dookoła,
przyciskać mocniej do brzucha,
jej życie - czarna smoła.
Odwrócił się, moment, chwila,
zaczęła uciekać,
drzwi - odległe jak jedna mila,
hałasu narobiła.
Odwrócił się z nożem,
piski, krzyki,
klęczała przed mafiozem,
melodie czarnej muzyki.
Zamknęła oczy,
modliła,
sen proroczy,
wnet się obudziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś, oceń.