niedziela, 18 stycznia 2015

Aleksandra Chmielewska

Aleksandra Chmielewska urodziła się 1 września 1993 w Warszawie, gdzie ukończyła z wyróżnieniem ZPOSM nr 3 im. Grażyny Bacewicz w klasie oboju. Była laureatką licznych nagród muzycznych, m. in. III nagrody w XXIV Olimpiadzie Artystycznej (sekcja muzyki), I nagrody w Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim organizowanym w ramach Nordhessische Kindermusiktage(2011), III nagrody w Międzyuczelnianym Konkursie Kompozytorskim „Akordeon w muzyce XX wieku” (2014); otrzymała też honorowe wyróżnienie w Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim „Fide et Amore”(2014).
Jej teksty o charakterze recenzenckim były nagradzane i publikowane przez Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina; publikowała również na łamach czasopisma muzycznego Twoja Muza. Dotychczas wydana została jedna z jej powieści: „Uczeń Czarnoksiężnika”, będąca próbą przełożenia doświadczeń muzycznych na grunt fikcji literackiej.
Zapraszam do przeczytania recenzji "Ucznia Czarnoksiężnika"


Sebastian: Czy zastanawiała się Pani nad karierą pisarską w dzieciństwie?


Pani Aleksandra Chmielewska: Słowo „kariera” nie istnieje w słowniku dziecka :) Ale pisanie zawsze sprawiało mi wielką frajdę. Wciąż pamiętam, jaka byłam podekscytowana, kiedy w podstawówce zadawano nam do domu opowiadanie. Wszyscy pisali na trzy strony, a ja na dwadzieścia trzy. Lubowałam się też w zadręczaniu ludzi wymyślonymi historiami. Najczęstszą ofiarą tych dręczeń była moja młodsza siostra, która bardzo długo wierzyła, że każdej nocy naprawdę porywa mnie do swojego królestwa zły czarnoksiężnik. Reagowała na te opowieści płaczem, śmiechem, gniewem, strachem... A ja nie mogłam się nadziwić i nacieszyć, że to, co pochodzi z mojej głowy, może tak bardzo oddziaływać na czyjeś emocje.



Skąd czerpie Pani pomysły na książki?


Nie szukam daleko: "ściągam" z życia. Prototypem Mistrza, jednego z najważniejszych bohaterów „Ucznia Czarnoksiężnika” jest mój ukochany nauczyciel gry na oboju ze szkoły średniej, Marek Roszkowski. Proszę sobie wyobrazić poważnego profesora od muzyki, który pod szkołę przyjeżdża motocyklem, prosi swoich uczniów, żeby zwracali się do niego po imieniu, a tym, którzy w przeddzień egzaminu ciągle nie umieją utworu na pamięć, mówi „It's your business”. Trzeba dodać, że stoją za nim studia muzyczne w Anglii, szereg koncertów solowych w różnych krajach, prawykonania specjalnie jemu zadedykowanych utworów, gra z licznymi orkiestrami na całym świecie... Markowi Roszkowskiemu zawdzięczam studia kompozytorskie na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina, które są kolejną kopalnią pomysłów na powieści, kolejnym źródłem inspirujących relacji mistrz-uczeń, dalszych emocji związanych z koncertami, próbami, wyjazdami... Muzyczny świat jest tak niezwykły i inny od pozamuzycznego, że aż się prosi, żeby o nim pisać książki :)

Ma Pani postanowienie noworoczne?


Chciałabym być bardziej rzetelna, jeśli chodzi o tak zwaną „prozę życia”. To znaczy: trzymać w pokoju porządek, nie spóźniać się, nie jeździć bez biletu, nie gubić klucza do mieszkania przynajmniej  raz w miesiącu... i tak dalej. W tym roku zaczęłam studiować nowy kierunek: historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Na uczelni muzycznej ewentualne niedbalstwo łatwo można zrzucić na karb „artystycznej duszy” studenta. Tutaj€“ wbiegam spóźniona do sal wykładowych, robię prace domowe na kolanie, improwizuję na sprawdzianach… i po raz pierwszy nikt nie uważa, że można przymknąć na to oko.

Czego możemy spodziewać się w 2015 roku?


Na pewno spróbuję swoich sił w konkursie literackim im. Astrid Lindgren. W poprzedniej edycji organizowanej na przełomie 2012 i 2013 roku „Uczeń Czarnoksiężnika” został najpierw wyróżniony, a następnie zdyskwalifikowany. Tuż przed rozstrzygnięciem konkursu jurorzy znaleźli w internecie informację, że książka została już wcześniej wydana, a to oznaczało złamanie jednej z zasad regulaminu. Niestety, był to zarzut słuszny: „Uczeń Czarnoksiężnika” został wydany co prawda jedynie na użytek rodziny i znajomych, ale otrzymał numer ISBN, co jednoznacznie nadawało mu status książki wydanej. Bardzo to przeżyłam. Z jednej strony była to wielka radość i duma, że spośród setek prac nadesłanych na konkurs, właśnie ja otrzymałam wyróżnienie, a z drugiej wielka gorycz przez głupi błąd, jakim było nieprofesjonalne wydanie książki, szansa na sukces została przekreślona. Od razu zabrałam się za nową powieść dla dzieci, z myślą o kolejnej edycji konkursu. Ubogacanie literatury dziecięcej wydaje mi się jeszcze ważniejsze, niż pisanie dla dorosłych. W końcu to od tego, czy nauczymy dzisiejsze dzieci cenić wartość słowa pisanego, zależy, czy za kilkanaście lat będziemy mieli czytelników.

Pisarstwo traktuje Pani jako hobby, czy coś poważniejszego?


Myślę, że jedno nie wyklucza drugiego. Pisanie to moja wielka pasja, najintymniejszy środek ekspresji, źródło ogromnej satysfakcji, ale z drugiej strony sprawne władanie piórem to praktyczna umiejętność, która bardzo się przydaje w życiu. Pisanie różnorakich artykułów, wywiadów, recenzji czy nawet małych tekstów o charakterze reklamowym lub informacyjnym - na ludzi, którzy mają do tego smykałkę, zawsze jest zapotrzebowanie. I chwała Bogu, bo na powieściopisarzy niestety zapotrzebowania nie ma...

Czy inspiruje się Pani innymi autorami


Inspiruje” to może za mocne słowo. Ale mam paru swoich ulubieńców, których cechy stylistyczne,€“ tak myślę, przepuszczam podświadomie do moich utworów. Na pewno jest w tej grupie Eduardo Mendoza: jego najeżony humorem, arcyinteligentny język i duża dawka absurdu to dla mnie strzał w dziesiątkę. Jest też Carlos Ruiz Zafón, którego „Cień wiatru” uważam za absolutny majstersztyk jeżeli chodzi o język, kreację charakterów i o wytworzenie specyficznej, na długo zapadającej w pamięć, aury. Uwielbiam twórczość Gabriela Garcii Marqueza, który jest takim trochę czarodziejem pisarstwa… Ale kiedy pracuję nad tekstem, na pewno nie próbuję kogokolwiek naśladować. Staram się pisać w takim stylu, w jakim formułuję swoje wypowiedzi w myślach, kiedy rozmawiam sama ze sobą. Wydaje mi się tylko w ten sposób, poprzez jak największą naturalność, można uczynić książkę niepowtarzalną.

Pisze Pani aktualnie jakąś książkę? Może Pani trochę o niej 

opowiedzieć?


Rok po ukończeniu „Ucznia Czarnoksiężnika” postanowiłam jeszcze raz połączyć świat muzyki ze światem magii. Tematem nowej powieści miał być utwór muzyczny, który budzi w słuchaczach miłość do kompozytora, taki „dźwiękowy eliksir miłosny”. Jak już wcześniej wspomniałam, studiuję kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina, dlatego temat tworzenia muzyki, oddziaływania za jej pośrednictwem na emocje słuchaczy, jest mi bardzo bliski. Praca nad „Symfonią con amore”, bo tak zdecydowałam się zatytułować kolejną powieść, powoli dobiega końca. Oczywiście będę się starała ją wydać, ale nie zamierzam działać pochopnie. Upłynęło dopiero kilka miesięcy od wydania „Ucznia Czarnoksiężnika”, na które czekałam ponad trzy lata; teraz jeszcze jestem na etapie cieszenia się sukcesem i obserwowania reakcji czytelników. Niezwykłe wydarzenia nie mogą mieć miejsca zbyt często, bo wtedy tracą swoją niezwykłość :)

Czy pisarstwo to trudny zawód?


Pisarstwo to w ogóle nie jest,€“ a przynajmniej nie powinien być zawód. To jest pewien dodatek do życia zawodowego, z którego można co prawda czerpać dochód, ale na pewno nie taki, będący podstawowym źródłem utrzymania. Zresztą, prześledźmy życiorysy pisarzy, których wymieniłam dwa pytania wcześniej: Marquez był dziennikarzem, Mendoza“ prawnikiem, a Zafon scenarzystą. Ale nie tylko zarobki są przyczyną, dla której pisarze,€“ nawet ci z najwyższej półki, nie ograniczają swojej działalności do pisarstwa. Zatrudnienie w konwencjonalnym zawodzie powoduje, że twórca nie odcina się zupełnie od rzeczywistości i dzięki temu jego powieści nabierają wiarygodności; stają się świadectwem czujnego obserwatora świata ludzkich spraw, a nie abstrakcyjnym wytworem wyobraźni.

Rodzina wspiera Panią w pisaniu?


Mam wspaniałych rodziców, którzy nigdy nie odmówili mi pomocy. Odkąd pamiętam, oboje byli bardzo zaangażowani w konkursy literackie: począwszy od ich wynajdywania i namawiania mnie, bym wzięła udział, poprzez organizację: drukowanie, pakowanie i adresowanie, aż po pomoc przy wysyłaniu. Wraz z moją siostrą czytają też wszystkie moje opowiadania i większe formy, chociaż, jeśli mam być szczera, czasami muszę ich do tego trochę przymusić :) Kiedy jednak są już po lekturze, zawsze opiniują, doradzają, sugerują ewentualne zmiany ich uwagi bardzo dużo mi dają.

Marzy Pani o napisaniu jakiejś książki fantasy lub kryminału?


Raczej nie. Żaden z tych gatunków nie przypada mi zbytnio do gustu, a poza tym jestem raczej przeciwna klasyfikowaniu książek. „Ucznia Czarnoksiężnika” na przykład trudno byłoby jednoznacznie przyporządkować do jakiejś kategorii: niby to powieść przygodowa, niby posiada jakieś cechy powieści kryminalnej, niby coś tam ma z powieści obyczajowej… ale tak naprawdę to jest powieść, po prostu powieść. I takie jest moje podejście: piszę powieści i nie zastanawiam się nad tym, do jakiego worka mogą zostać wrzucone.

 Co radzi Pani młodym autorom, którzy chcą stać się debiutantami?


Żeby zawsze byli przygotowani na najgorszy z możliwych scenariuszy. Żeby mieli na względzie, że pisanie powieści to nie tylko zabawa, ale również ogromne przedsięwzięcie organizacyjne: zagospodarować 200, 300 stron i panować nad przebiegiem akcji, tak, żeby czytelnik nie tylko się nie nudził, ale wręcz nie mógł się oderwać. Żeby się nie spodziewali, że pierwszy wydawca, do którego się zwrócą, przeczyta ich tekst, dozna nagle olśnienia i wykrzyknie: „A niech mnie, genialne! Wydajemy!”. Wydawnictwa są każdego dnia bombardowane tekstami autorów, którzy marzą o tym, by ich książki pojawiły się w księgarniach. Tych tekstów nikt nie ma czasu czytać, nie mówiąc już o tym, że inwestowanie w nowe nazwisko wiąże się z ogromnym ryzykiem... Czasem trzeba czekać latami, żeby wreszcie trafić na właściwą osobę. Jeśli książkę uda się już wydać, żeby€“ nie liczyli na to, że tak zwani „najbliżsi znajomi” się nią zainteresują. Zainteresują się nią wszyscy: ludzie, których widzieliśmy ostatnio piętnaście lat temu, znajomi znajomych naszych znajomych, zupełnie obcy ludzie z drugiego krańca Polski... ale ci, z którymi obcujemy na co dzień będą na wszelki wypadek unikać tego tematu jak ognia. I wreszcie, żeby nie przejmowali się tym, że nad ich  choćby najwybitniejszą na świecie powieścią zawsze będą triumfować „dzieła” pokroju "Pięćdziesięciu twarzy Greya”.
Julian Tuwim powiedział: „Aby mieć u czytelników powodzenie, trzeba albo umrzeć, albo być obcokrajowcem, albo pisać perwersyjnie”. Niestety dużo w tym prawdy. Ale my się nie zniechęcamy, robimy swoje!


Życzę Pani dużo sukcesów związanych z pisarstwem, aby Pani postanowienia noworoczne się spełniły oraz, by ludzie czytali "Ucznia Czarnoksiężnika" i kolejne powieści, na które czekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś, oceń.